Zawsze mówimy, że nie ma co za szybko technicznie inwestować w podcasting. Po pierwsze, ze deklarujemy żeby nagrywać na byle czym, a potem dopiero, jak załapiemy bakcyla, np. po paru latach możemy sobie sprawić coś lepszego do nagrywania. Są dwie szkoły – mieć mobilne „nagrywajko” albo mikrofon stacjonarny. No, w sumie istniej 3 opcja, czyli mieć to i to. Ale jeśli ktoś szuka jakiegoś dobrego mikrofonu, polecamy RODE Podcaster – prosty w użyciu mikrofon z charakterystyką częstotliwościową zoptymalizowaną pod kątem przenoszenia ludzkiego głosu, wskaźnikiem LED informującym o jego aktywności, wbudowanym wzmacniaczem słuchawkowym. I co ważniejsze, można go podłączyć za pomocą kabla USB. Więcej informacji pod obrazkiem.
WIęcej INFORMACJI
Całkiem nie dawno minęło sześć lat polskiego podcastingu, tysiące godzin spędzonych przy montażu, setki godzin spędzonych przy słuchaniu, dziesiątki słuchaczy i tylko trzy rodzaje komputerów. A w zasadzie dwa „Pecet” i Macintosh. Niby nic, na oko nie wiele nas dzieli, bo ekran, klawisze, program, ale to tylko złudne wstępne myśli. Sprawa jest bardziej poważna.
Hejterstwo {HATE – od angielskiego wyrazu nienawidzić} , które w polskiej sieci rozwinęło się do granic absurdu, a nawet ma stronę internetową z naczelnym hejterem Ogrodnikiem. Zatem dziś trochę mniej o podkastach, trochę więcej o ludziach i ich maszynach.
Powszechna nienawiść do Apple’a jest bardzo łatwo wytłumaczalna. Ma swoje źródło w poczuciu wyraźnej niższości przeważającej części naszego społeczeństwa. Ot tak na zasadzie przekory, jak się czegoś z nadgryzionym sprzedało np: 20 milinów sztuk, to Polak powie, ale ci ludzie głupi, lecą na lep. Ja tam wolę mojego 8 letniego ThinkPada albo Nokię na Symbianie, a potem płaczą, że napisał swoją pracę zaliczeniową na czeladnika i i i i… mu się zawiesiło i musi od nowa. …nie wspominając już o fetyszu kodeków, sterowników. Cóż, może np: takiego Ogrodnicka to właśnie czyni mężczyzną, że potrafi z wieluset rekordów wyłowić właściwy kodek… czasem żałuję, że na Macu jest tak do bólu prosto, wszystko chodzi i nie mam się jak wykazać przed ukochaną, ciężkie życie MacUsera… Dziś osobiście, nawet za bardzo, bo brzydząc się wspomnianą hejterską stroną, mimo wszystko napisałem coś na niej, bo jak to mój Ojciec keidyś mowił, „krew mnie zalała”, że człowiek może zabić tylko dlatego, że mam innego koloru klawiaturę.
(…)Jeśli kiedyś zastanawialiście się, co odróżnia Apple od dowolnej sekty, to dajcie sobie spokój z łamaniem głowy. Witajcie w świecie, gdzie najgłupszy bzdet urasta do rangi relikwii – pod warunkiem, że zawiera właściwy Symbol. (…)
A oto wpis, mam nadzieję, że wyraziłem się czytelnie i w miarę obiektywnie.
Pierwszy raz coś tu piszę, trochę się brzydzę poziomem dyskusji, za każdym razem kiedy tu wpadam, ale napisze co myślę. Penwie to nic nie zmieni, kamyczek do ogródka Ogrodnicka jeno wrzucę…
Mam lata prawie 40, i od prawie 20 lat używam maczków. Z opisu większości z was jestem pedałem, gadżecierzem, fanbojem, na utrzymaniu rodziców, z grubym portfelem. A i debilem. Wielkim Debilem.
Źle mi z tym. Bardzo. Po pierwsze, że Polacy maja tendencje do opluwana się w internecie, żadnych rzeczowych rozmów – byle dowalić, byle dokopać. Anonimowość kocha szambo. (nie zauważyłem takiego miernego poziomu dyskusji i takiej nienawiści np na forach niemieckich/irlandzkich/angielskich w temacie Apple).
Źle mi z tym.
Mam prawie 40 lat i mam w domu z tuzin maczków. Nowego MBP, ale i 12 letniego Pismo Laptopa – wszystko śmiga ładnie. Zatem jestem tuzinkowym pedałem, wciąż na utrzymaniu rodziców. Jestem zapatrzony w wujka Stiwa, i z wypiekami czekam na każdy Keynote – tak to jest wg większości z was.
Wiem, ze pan Ogrodnick robi sobie jaja, podburza specjalnie ludzi, pisze że utrzymuje konwencje paszkwilową bloga, ale nie tylko u niego, ale pod każdym innym apple wpisem, gdziekolwiek, na jakimkolwiek portalu poziom rozmów, i poziom dyskusji, i nienawiść do apple jest taki sam. Dlaczego. Dlaczego nie mogę mieć kompa za 12.000pln, jeśli mnie na niego stać. Mam tuzin maczków – bo chce być lepszy, czy dla tego, ze lubię?
Bardzo źle mi dziś, nie chciałem wchodzić do sadu Ogrodnika, ale chciałem sprawdzić co nowego w MBP i kliknęło mi się złą zakładkę…i wylądowałem w ogródku, Ogrodnika.
Nowy MBP żadna rewelacja, miałem nadzieję, ze podmienę mojego 4 letniego MBP na tego, ale jeszcze nie czas. Stać mnie. Lubię apple. Lubie MS – bo tam pracuje kilku moich dobrych kumpli, którzy m.in projektują MS office dla maczka. Oni mnie nie opluwają, a ja mam do nich szacunek, m.in za to, że są silni, że ani MS ich za bardzo nie lubi – ani apple – są na spalonej ziemi. Ale ne trzeba się kochać, ale trzeba się szanować. Apple może nie przepada za PCtowcami, ale ich nie opluwa i szydzi.
Wiem, już pisałem, że Pan Ogrodnik pisze w żartach wszystko, tak przynajmniej tłumaczy się często, ale myślę że robi dużą krzywdę takim szyderczym pisaniem. Można nie lubić apple, sam straciłem serce do apple z momentem przejścia na Intela, i choć byłem w Cupertino, chodząc po Infinite Loop, to to nie było to, czego oczekiwałem. Lubie to co robię, i najbardziej to lubię robić na maczkach – dlatego bardzo mi źle, ze ktoś mnie nazywa debilem, funboyem…sami wiecie. A jestem taki jak wy, tylko mam inny komputer. Co będzie dalej? Uderzysz mnie, nie podasz ręki na imprezie, oplujesz tylko dla tego że mam coś czego ty nie masz, bądź nienawidzisz?
Szanuje Ogrodnika za podejście do tematu, że próbuje, obala mit Jabłka, ale w sposób jaki to robi – kwaśny jest jest mi i nie do smaku komentarze…
Szacuneczek dla tych co szanują innych tylko dla tego, że są inni…
I to tyle. Podcasting powinien łączyć, i nie ważne, że iRob Koessling z Anglii montuje swoje odcinki na blaszaku- jak większość z nas zresztą, a Przemion z Holandii ma srebrzystego maczka. Myślę, że tego typu animozje nas nie dotyczą, że więcej nas łączy niż dzieli, ale mimo to czasem zauważa się antagonizmy oraz skrajne opinie. Oby tych jak najmniej.
Z wyrazami ponadhejterskiego szacunku | Filip
Jeden z naszych piszących redaktorów, który także prowadzi swój podcast, otrzymał list od słuchaczki. Przytoczmy zatem na początek jego kawałek.
Witaj, słucham cię od dawna, ale ostatnio naszło mnie pytanie – dlaczego? Podkast – ciekawy projekt, ciekawy pomysł. Co tobą kieruje, że gadasz do mikrofonu? Czy to jest ta niepokojąca elektroniczna samotność, ten niewidzialny tłum potencjalnych fanów, których próbujesz wciągnąć w swoją grę? A może jest to syndrom chińskiej pralni? Oni piorą nasze brudy, a my ich. I to kochamy. A może twoje gadanie to takie spotkanie u psychoanalityka. Ty mówisz, on słucha – i jest ci lepiej. Co? Co w tym jest ciekawego, że ludzie chcą żyć życiem innych, wiedzieć o tobie co tydzień, coraz więcej?
Retoryczne pytania – nie musisz odpowiadać. 🙂
Odpowiedź. Nie muszę, ale spróbuje…
Jesteś tutaj: Strona główna
Wizyta u psychologa
| Filip on 5 lipca 2011 | Felietony
Jeden z naszych piszących redaktorów, który także prowadzi swój podkast, otrzymał list od słuchaczki. Przytoczmy zatem na początek jego kawałek.
Witaj, słucham cię od dawna, ale ostatnio naszło mnie pytanie – dlaczego? Podkast – ciekawy projekt, ciekawy pomysł. Co tobą kieruje, że gadasz do mikrofonu? Czy to jest ta niepokojąca elektroniczna samotność, ten niewidzialny tłum potencjalnych fanów, których próbujesz wciągnąć w swoją grę? A może jest to syndrom chińskiej pralni? Oni piorą nasze brudy, a my ich. I to kochamy. A może twoje gadanie to takie spotkanie u psychoanalityka. Ty mówisz, on słucha – i jest ci lepiej. Co? Co w tym jest ciekawego, że ludzie chcą żyć życiem innych, wiedzieć o tobie co tydzień, coraz więcej?
Retoryczne pytania – nie musisz odpowiadać. 🙂
Odpowiedź. Nie muszę, ale spróbuje…
Wizyta u psychologa
Jest nas niewielu, może 50-70 osób, które przyzwyczaiły nas do mówienia o sobie. Jest nas niewielu, ale to nie przeszkadza. Ale co tę grupkę, całkowicie sobie obcych osób zmotywowało do prowadzenia podkastu? Odpowiedzi jest pewnie tyle, ile osób owe podkasty prowadzi. Podkast: osobisty pamiętnik; prywatna gazeta, gdzie werbalizujemy własne myśli; zbiorczy list z podróży; vortal poświęcony jednemu zagadnieniu (bywa, że jest to hobby autora) lub może być jeszcze czymś innym. Z tego co rozumiem, twoje pytanie dotyczy tylko wersji „pamiętnik”, gdzie dokonuje się obnażania duszy (czasem ciała – patrz podkasty wanienne). Zatem „pamiętnik” – zapisywanie, czy odcinane kuponów od przeszłości…?
Na początek mały powrót do przeszłości. Nie wiem czy pamiętasz, ale prawie każdy kiedyś (jeśli urodziłeś się mniej więcej po miedzy rokiem 1970-80) miał zeszyt szczerości, taki zeszyt, zwyczajny najczęściej brulion, gdzie dawałeś komuś się wpisać. Pamiętam że były daty, urodzin, imienin, co lubisz, czego nie lubisz, kogo kochasz, kogo nienawidzisz, można było wpisać coś tajemniczego, może nawet własne coś bardzo szczerego, zagiąć następną kartkę, w trójkąt, skleić i napisać otworzyć w lipcu 2011. Tak to było. Tak to pamiętam. Taki to był pamiętnik. Taki nasz archaiczny podkast, gdzie każdy coś komuś „nadawał”, bo każdy lubił wiedzieć więcej, dowiedzieć się czegoś o kimś innym.
Minęło 30 kilka lat. Czy coś się zmieniło? Czy dzieciaki, które wtedy latały po korytarzach szkolnych prosząc innych „wpisz mi się, wpisz mi się” zostali po latach podkasterami? Czy stali się ekshibicjonistami, którzy teraz sami wpisują się w życia innych, poprzez ich audycje? Poniekąd tak. Tak myślę.
I w zasadzie nic się nie zmieniło od tych 30, 40 lat. Zmieniło się tylko narzędzie. Rozwój technologiczny dał nam inne możliwości: nasz prywatny internet, czyli własne strony, pisane. Potem „najnowsza nowość” czyli Fejs, gdzie każdy może wszystko, bez krępacji się otworzyć. Potem lekko staromodne pisane blogi (czy ktoś to jeszcze czyta?), nasze ukochane podkasty i videokasty (niech żyje YouTube i takie tam rzeczy!), czy wreszcie na samy dnie hierarchii statusy na gg czy skype (które poza informacją „nie dostępny” niosą w przeważającej większości wiadomości o psychicznym stanie ich autora),. Teraz każdy może stać się kimś w rodzaju celebryty (jezu, jak ja nie cierpię tego słowa) – opowiedzieć głośno i wyraźnie o tym, jakie ma troski, jak widzi świat, że wczoraj wylało mu szambo, że napisał wiersz, ze, że kocha się w sąsiadce a koleżanka z pracy to stereotypowa ‘blondi’. Jednak nie tylko o własne pięć minut sławy tu chodzi.
Przeźroczystość i brak ograniczeń dzisiejszej kultury obserwowany jest od dawna. Warto posłużyć się ciekawym, acz najprostszym z możliwych przykładem. Każdy z nas na pewno podróżował koleją. Przedział, dwie trzy obce sobie osoby. Chwila ciszy, potem pierwsze dialogi, nieśmiałe rozmowy, z czasem rozmowa stawała się luźniejsza, bardziej otwarta, co czasem owocowało nawet bardzo osobistymi zwierzeniami. Tak się dzieje, że łatwiej jest przekazać coś zupełnie obcej osobie, niż najbliższym. Obcy ma dystans do naszego życia, nie skrzywdzimy więc go, nie zranimy opowiadając naszą historię. Poza tym obcy nie uczestniczy w naszym życiu emocjonalnie. Możemy mówić otwarcie, bo pociąg zaraz stanie, wysiądziemy na naszej stacji i prawdopodobnie nigdy już danej osoby nie spotkamy. Nic nie ryzykujemy, mówiąc obcej osobie … o sobie.
I choć w naszym podkastowym świecie bywa podobnie choć są organizowane spotkanie, zloty i inne formy widzeń publicznych, to i tak większość z naszych spowiedników, nigdy nas nie zobaczy, nie dotknie, nie spotka się z nami. Kiedyś uważałem, że kontakty internetowe są powierzchowne i chwilowe, ale czas się zmienia, zmieniają się ludzie, i w jakimś tam procencie ludzie mimo wszystko pragną więcej, czyli chcą się spotkać. Pogadać na żywca, wymienić uścisk dłoni, skonfrontować miły głos z prawdopodobnie miłą facjatą podkastera. Ale jak pisałem, to wyjątki. W przeważającej większości nasze spotkania trwają tak długo, jak odwiedziny danej strony, ile czasu jesteśmy na skypie, póki użytkownik nie wyloguje się z sieci. Jeśli ktoś nie zapisał adresu strony, adresu emailowego to nikła jest szansa, że dotrze do nas ponownie.
Drugi czynnik to ciekawość. Pisany blog – w tej najogólniejszej formie – to słowa wystukane na klawiaturze i wyświetlone na ekranie komputera. Nie ma tu tembru głosu osoby opowiadającej swoją historię. Nie jest wypełni anonimowy, ale za zasłoną elektronicznych znaków ktoś prowadzi rozmowę. W podkaście, choć jest podobnie, można silić się na anonimowość, tajemniczość, ale już tembr głosu, określenie płci, miejsca skąd nadaje, nawet wieku nie jest problemem. Mimo wszystko wciąż jest to sposób by łatwo i wciąż tajemniczo opowiedzieć o intymnych sprawach i różnych historiach.
I tak to jest, że transparentna kultura popularna, przesycona plotkami i wycinkami z życia innych staje się pomału normą. Transparentność cudzego życia wyznacza taką modę: ujawniania wszelkich sekretów, czynienia naszego życia na wskroś przezroczystym. I jest to ohydne, wręcz bulwersujące, że bardzo często ludzie żyją życiem innych. Kasa rządzi. Kogo nie ma w tv, w gazetach, na FB, tego nie ma na świecie. Trzeba się sprzedawać, trzeba być, by być. Trzeba pokazać ciało, by o tobie mówili, żeby tylko coś się działo. Kolorowe gazety, bzdurne programy w TV, i milion innych form przekazu, każdego dnia zalewają nas zupełnie niepotrzebnymi informacjami o zupełne niepotrzebnych światu osobach.
Mam jednak wrażenie, że nasz podkasting jest inny. Tu nie ma pop papki. Tu nie ma pieniędzy. Tu nie ma bycia lepszym czy gorszym. Czy zatem jest to idealna forma bycia ekshibicjonistą? Hmmm, może… Pytałaś dlaczego? Nie umiem ci powiedzieć wprost, ale wiem, że każdy z nas robi to bo chce, bo lubi i po prostu bo czuję, że może kogoś sobą i swoją historia zainteresować.
Mam na imię Filip i jestem podcasterem. Tak od prawie 6 lat się przedstawiam. I tyle. Więcej o mnie tutaj się nie dowiecie, bo nie będę pisał o sobie (tego i tak macie po dziurki w nosie gdzieś indziej i tego całego bełkotu o królach, o byciu najlepszym). Będę za to sobie głośno myślał na około podkastowe różne tematy.
Zatem z wielką nieukrywaną radością i nadzieją podłączam się do projektu, tym razem pisanego, który będzie traktował właśnie o podkastach. A że u mnie (prawie) wszystko musi być jak w niemieckim czołgu, to na początek najważniejsze: siedem zasad dobrego podkastowania, w kolejności wcale nie przypadkowej.
Regularność – bo to wg mnie wiąże „klienta ze sprzedawcą”. Na zawsze. Na dobre… i już.
Autentyczność – nie kopiuj (Martina), bądź inny, nawet jeśli cię nie rozumieją. Rób swoje.
Umiejętność wysławiania się – Pomyśl zanim coś powiesz, ale i staraj się używać prawidłową „ortografię”.
Interaktywność – staraj się zachęcić słuchaczy do komentowania, do dzielenia się opiniami, ale możesz też zachęcać do odwiedzin miejsc, w których byłeś, bądź organizować konkursy. Tu spektrum jest szerokie.
Rozpoznawalność – choć podcast to hobby, ale stwórz markę, jakość, coś co cię wyróżni w tłumie nadawaczy.
Wiarygodność – ściemniać można jak autor tu piszący, ale warto co jakiś czas przeplatać odcinkami prawdziwymi, mówić szczerze, nawet otworzyć się do słuchacza. To może powodować pewnego rodzaju więź z odbiorcą.
Dobra organizacja – mówić jest łatwo, ale zainteresować słuchacza jest coraz trudniej. Zatem radzę przygotować się do odcinka. Nawet suche punkty, kilka słów, wykres, plan bardzo pomoże. Oczywiście można iść na żywioł, jeśli ktoś „ma gadane”, ale mimo to najprostszy plan podkastu jeszcze nikomu nie zaszkodził.
I tyle. Możesz się do tych reguł dość luźno stosować. Te siedem punktów stanowią kanony „podkastowych zachowań nagrywacza”. Ale wiadomo – reguły i nakazy – czasem je się omija, dlatego bez nich też będziesz świetnymi podkasterem, bo nie ważne jakimi drogami chodzisz, ma sprawiać tobie to przyjemność a jeśli ktoś inny wyrazi aplauz lub zaakceptowanie, to już będzie przepięknie.
Ale patrząc na to z drugiej strony, spójrz sobie w oczy (używając lustra), i zastanów się po nagraniu, odsłuchaniu, edycji, czy możesz w swoim projekcie przyznać się do zastosowania, nawet mimowolnie któregoś z punktów?
Tego nie da się uniknąć…
eFDe