BLOG ARCHIVES

  • DZIECI INNEGO BOGA

    AUTHOR: // CATEGORY: Blog

    No Comments

    Nie można ob­ra­żać się na czasy w ja­kich żyjemy. Wszystko Panta Rei, a Pe­cu­nia non olet. Tak jest i być musi. Nie można, choć kie­dyś było ina­czej, może i le­piej…

    Dziś po­wiem coś nie mo­imi sło­wami, za­po­ży­czę się – na­zwijmy to w ten spo­sób. W na­szej sze­ro­kiej sieci, tej na WWW krąży tekst, za­czy­na­jący się tymi sło­wami: „By­li­śmy wy­cho­wy­wani w spo­sób, który psy­cho­lo­gom śni się za­zwy­czaj w kosz­ma­rach za­wo­do­wych, czyli pa­to­lo­giczny. Na szczę­ście, nasi sta­rzy nie wie­dzieli, że są pa­to­lo­gicz­nymi ro­dzi­cami.” Nikt w za­sa­dzie nie wie, kto jest au­to­rem tego tek­stu, ale ide­al­nie on pa­suje do tego co dzi­siaj bę­dzie na­pi­sane, czyli za­pra­szam na ko­lejne prze­my­śle­nia Re­dak­tora na F. Tekst pro­sty sam w so­bie, jed­nak za­ska­ku­jąco trafny. Za­równo my, jak i na­sze dzieci, na­le­żymy do zu­peł­nie in­nych rze­czy­wi­sto­ści.

    Za­tem na wstę­pie kilka punk­tów z przeszłości.

    • Wszy­scy na­le­że­li­śmy do bandy osie­dlo­wej i mo­gli­śmy ba­wić się na licz­nych w na­szej oko­licy bu­do­wach. Gdy w stopę wbił się gwóźdź, matka go wy­cią­gnęła i od­ka­żała ranę fio­le­tem. Na­stęp­nego dnia znowu szli­śmy się ba­wić na bu­dowę. Matka nie drżała ze stra­chu, że się po­za­bi­jamy. Wie­działa, że pa­sek uczy za­sad BHZ (Bez­pie­czeń­stwo Hi­gieny Za­baw).
    • Nie cho­dzi­li­śmy do przed­szkola. Ro­dzice nie mar­twili się, że bę­dziemy opóź­nieni w roz­woju. Uzna­wali, że wy­star­czy je­śli za­czniemy się uczyć od ze­rówki.
    • Nikt nie la­tał za nami z czapką, sza­li­kiem i nie spraw­dzał czy się spo­ci­li­śmy.
    • Z cho­ro­bami se­zo­no­wymi wal­czyła bab­cia. Do walki z grypą słu­żył czo­snek, her­bata ze spi­ry­tu­sem i pie­rzyna. Dzięki temu ni­gdy nie stwier­dzano u nas za­pa­le­nia płuc czy an­giny. Zresztą le­karz u nas nie by­wał, za­tem nie miał szans nic stwier­dzić. Stwier­dzała za­wsze bab­cia. Do­dam, że nikt nie wsa­dził babci do wa­riat­kowa za ra­cze­nie dzieci spi­ry­tu­sem.
    • Do lasu szli­śmy, gdy mie­li­śmy na to ochotę. Je­dli­śmy ja­gody, na które wcze­śniej na­si­kały lisy i sarny. Mama nie bała się ze zje nas wilk, za­ra­zimy się wście­kli­zną albo zgi­niemy. Skoro zaś tam do­szli­śmy, to i wró­cimy. Oczy­wi­ście na czas. Po­wrót po bajce był na­gra­dzany pa­skiem.
    • Gdy są­siad zła­pał nas na kra­dzieży ja­błek, sam wy­mie­rzał nam karę. Są­siad nie ob­ra­żał się o skra­dzione jabłka, a oj­ciec o za­stą­pie­nie go w obo­wiąz­kach wy­cho­waw­czych. Oj­ciec z są­sia­dem wy­pi­jali wie­czo­rem piwo—jak zwy­kle.
    • Nikt nie po­ma­gał nam od­ra­biać lek­cji, gdy już zna­leź­li­śmy się w pod­sta­wówce. Ro­dzice stwier­dzali, że skoro skoń­czyli już szkołę, to nie mu­szą do niej wra­cać.
    • La­tem jeź­dzi­li­śmy ro­we­rami nad rzekę, nie pil­no­wali nas do­ro­śli. Nikt nie uto­nął. Każdy po­tra­fił pły­wać i nikt nie po­trze­bo­wał spe­cjal­nych lek­cji aby się tej sztuki na­uczyć.
    • Zimą oj­ciec urzą­dzał nam ku­lig sta­rym fia­tem, za­wsze przy­spie­szał na za­krę­tach. Cza­sami sanki za­ha­czyły o drzewo lub płot. Wtedy spa­da­li­śmy. Nikt nie pła­kał, cho­ciaż wszy­scy się tro­chę ba­li­śmy. Do­ro­śli nie wie­dzieli do czego służą ka­ski i ochra­nia­cze.
    • Si­niaki i za­dra­pa­nia były nor­mal­nym zja­wi­skiem. Szkolny pe­da­gog nie wy­sy­łał nas z tego po­wodu do psy­cho­loga rodzinnego.

    … i tak da­lej. Przy­kła­dów można by mno­żyć setki. Każdy z nas czy­ta­jący ten tekst miał, bądź wciąż ma wspo­mnie­nia z dzie­ciń­stwa. I każdy z nas so­bie ra­dził. Nie było Unii Eu­ro­pej­skiej, było RWPG, był Układ War­szaw­ski, je­dy­nie słuszny sys­tem i je­dy­nie słuszna par­tia. Tak było, i żyć się dało, choć wszy­scy wiemy, iż cza­sem było dziwnie.

    Dziś za­tem o prze­szło­ści, która była prost­sza, łatwiej­sza, nie była tak strasz­nie po­zy­cjo­no­wana i oce­nia­nia. Li­czyła się wtedy treść, li­czyła się wtedy obec­ność i ten dresz­czyk emo­cji przy two­rze­niu zu­peł­nie cze­goś no­wego w pol­skim in­ter­ne­to­wym świe­cie. Bę­dzie dziś o pod­ka­stach, bę­dzie o lu­dziach któ­rzy za­czy­nali, dla któ­rych nie ważne były typy ty­go­dnia, bzdurne typy mie­siąca, wy­róż­nie­nia i gwiazdki. Wtedy było ina­czej – może i le­piej, ale na pewno pro­ściej. Te 6 lat temu było koło tu­zina pod­ka­stów, każdy miał czas dla każ­dego, sza­cu­nek, uzna­nie i każdy z nas wtedy peł­nymi gar­ściami chło­nął od­cinki ko­le­gów i ko­le­ża­nek. Nie było oce­nia­nia i ob­rzu­ca­nia się błoc­kiem na fo­rach i mó­wie­nia kto jest do­bry a kto zły.

    Kie­dyś je­den z ko­le­gów po fa­chu po­wie­dział mi, że tu cy­tuje (…) że za dużo w mo­ich od­cin­kach grze­ba­nia się w prze­szło­ści – lu­dzie tego nie lu­bią, po­wi­nie­nem mó­wić co się dzieje, a nie co się działo. (…). Ja tak nie uwa­żam – więk­szość z was, czy­ta­ją­cych te słowa, nie ma tej prze­szło­ści, nie ma do czego wra­cać, o czym mó­wić – ot wzięło mi­kro­fon i za­częło ga­dać. O tak po pro­stu. To nie jest złe, bo jak pi­sa­łem, nie można się ob­ra­żać na czasy w ja­kich żyjemy. Te­raz lu­dzie nie mają czasu my­śleć, te­raz li­czy się tu i te­raz i to wła­śnie może być twoje pięć mi­nut. Pod­ca­sting może być środ­kiem w osią­gnię­ciu tego celu. Sława, za­uwa­że­nie, lans i inne ta­kie. To eks­trema, ale w więk­szo­ści przy­pad­ków, kil­koro z nas wciąż sięga po mi­kro­fon, bo ma coś do powiedzenia.

    Kie­dyś grało się w kap­sle na chod­niku, te­raz na nim tylko psie kupy albo za­par­ko­wane auta a w domu ko­le­dzy i Play Sta­tion. Kie­dyś pod­ry­wało się dziew­czyny w ba­zie w krza­kach, te­raz Fotki i Fej­scoś­tamy… Zmie­nia się świat, i zmie­nia się pod­ca­sting. Nie­wielu z nas któ­rzy za­czy­nali jesz­cze na­dają, można by ich po­li­czyć na pal­cach jed­nej ręki. Ale co cie­kawe, te osoby nie zmie­niły się pra­wie wcale od tych 6 lat. Są w za­sa­dzie tacy sami. To moje zda­nie, czy­tel­nicy mogą mieć inne – to oczy­wi­ste. Są przy­pi­sani do sta­rych za­sad, do by­cia w cie­niu, do by­cia naj­lep­szymi ja­kimi po­tra­fią. To nie zna­czy że są naj­lepsi, bo to po­ję­cie bar­dzo względne, i bar­dzo nie­spra­wie­dliwe ostat­nimi czasy.

    Można rzu­cić ka­mień w moją stronę, po­wie­dzieć: O ko­lego, a co z an­kie­tami, prze­cież to ko­lega ro­bił oce­nia­nia, i ta­kie tam szopki – czyż nie? No tak, ra­cja – pi­sze, że oce­nia­nie nie ma sensu, a sam ro­bi­łem po­dobne rze­czy. Ale wtedy uwa­ża­łem to za za­bawę, za sty­mu­lo­wa­nie śro­do­wi­ska, pró­bo­wa­nie go sca­lić, zin­te­gro­wać. Te­raz niby oce­nie­nie wciąż jest za­bawą, skutki cza­sem są opła­kane, bar­dzo mało to ma wspól­nego z za­bawą i z rze­czy­wi­stą war­to­ścią da­nego odcinka/autora. Za­tem an­kiety tak, wy­pa­cze­nia nie.

    W dzi­siej­szym świe­cie nie ma już za­sad, a je­śli są to głu­pie i nie­roz­sądne na­rzu­cone przez jesz­cze głup­szych po­li­ty­ków. Na­ro­dziła mi się w gło­wie taka myśl, iż wraz z roz­wo­jem cy­wi­li­za­cyj­nym, tech­ni­za­cją i cy­fry­za­cją życia od­wrot­nie pro­por­cjo­nal­nie za­ni­kają za­sady mo­ralne. Ta­kimi w świe­cie, tak i na na­szym po­dwórku. Ale po raz trzeci i ostatni po­wta­rzam, że nie można być ob­ra­żo­nym na świat w ja­kim żyjemy, nie zmie­nimy go, nie silmy się go zmie­niać, bo to tylko może nam wyjść na gor­sze. Re­cepta jest pro­sta – być i żyć i ro­bić to co się robi (pod­ka­sty) zgod­nie ze swoim su­mie­niem, ze swoją ide­olo­gią i pla­nem. I nie ocze­kuj po­chwał, na­gród wy­róż­nień, bo to tylko może przy­spo­rzyć ci wro­gów i z bie­giem czasu na­wet naj­lep­szy przy­ja­ciel może ci wbić z za­zdro­ści nóż (czy­taj mi­kro­fon) w plecy. Tak to wi­dzę, nie ró­żowo, ale na szczę­ście jest wciąż świa­tełko w tu­nelu… ale o tym na­stęp­nym ra­zem… je­śli będzie…